Dookoła jeziora Piłakno

Wrzesień 2023

Tak się zastanawiam, czy nie rzucić sobie wyzwania i nie spróbować w miarę możliwości obejść dookoła każdego mazurskiego jeziora. O ile jeszcze te wszystkie mniejsze to nie problem, to na przykład na takie Śniardwy, trzeba by było wziąć chyba ze dwa tygodnie urlopu. Póki co plan jest, nad realizacją się zastanawiam, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby rekreacyjnie już trenować i zaliczać kolejne jeziora. Tym razem jezioro Piłakno i 14 kilometrów z plecakiem.

Siódma rano, pakuję się w samochód i ruszam w poszukiwaniu przyzwoitego miejsca postojowego, jako punktu startowego mojej wyprawy. Po kilkunastu minutach i kręceniu się po okolicy decyduję się zostawić samochód w Rozogach pod sklepem spożywczym. Zarzucam plecak i ruszam w drogę. Pierwszy etap jest wyjątkowo malowniczy. Może i nie widać jeszcze jeziora, ale jest wręcz genialnie. Piękna pogoda, polna droga, a po bokach pola kukurydzy. Fajnie się idzie takim tunelem wśród o wiele wyższych od ciebie roślinnych szpalerów. Po kilkudziesięciu minutach docieramy do najbardziej zaludnionego odcinka trasy. Dochodzę prawie do miejscowości Maradki. Mamy tutaj wyjątkowo piękne lasy, prawie nieuczęszczaną asfaltową drogę i niestety ośrodki wypoczynkowe, które na szczęście we wrześniu są już w większości wyludnione. Szkoda trochę, że na tym odcinku nie mamy bezpośredniego dojścia do jeziora, gdyż praktycznie cały brzeg naszpikowany jest ogrodzeniami. Mimo obecności tu i ówdzie ludzi idzie się bardzo przyjemnie, a z racji tego, że wakacje się skończyły, panuje tutaj wręcz niespotykana w taką pogodę cisza. Można odetchnąć pełną piersią i cieszyć się spokojem. Docieram w końcu do krzyżówki, na której schodzę z głównej drogi i zbaczam do lasu. Kilkaset metrów leśnym duktem, mijam ostatnie zabudowania ośrodków wypoczynkowych i nareszcie docieram do wąskiej leśnej ścieżki biegnącej bezpośrednio nad samym jeziorem. Jest to chyba najładniejszy fragment trasy. Można sobie zrobić mały przystanek nad brzegiem, aby ogarnąć jakieś polowe śniadanie pod postacią dwóch batonów energetycznych z Action i musu owocowego. Coś tam przekąszone, idę dalej. Kilkadziesiąt minut wzdłuż jeziora i docieram do drogi wojewódzkiej 600. Nie za bardzo lubię takie klimaty i nie chodzi o to, że w okresie wakacyjno-letnim jest tu dość niebezpiecznie, szczególnie za sprawą natężenia ruchu, ale o to, że co to za frajda spacerować z plecakiem w akompaniamencie hałasu samochodów i smrodzie spalin. Na szczęście ten kawałek minął dość szybko i mimo wszystko był dość malowniczy, gdyż trasa nadal wiodła nad samym jeziorem. Aby uciekać z asfaltu, musiałem znaleźć jakieś wejście do lasu i w końcu udało się znaleźć leśną drogę wiodącą w odpowiednim kierunku. W końcu znowu spokój i cisza. Dwa kilometry przepięknym lasem i ponownie wracamy na mazurskie pola. Tym razem już nie pola kukurydzy, więc coś tam po drodze widać i można się rozkoszować pięknymi widokami. Cisza, spokój i ani żywej duszy na horyzoncie. Niby niedaleko ludzkich skupisk, ale nikogo nie ma. To jest urok porannych wypraw. Idąc takie w miarę rozsądne dystanse do około dwudziestu kilometrów, lubię wstawać z samego rana i ruszać na szlak, zanim wstaną i ruszą do pracy czy na zakupy okoliczni mieszkańcy lub wypoczywający jeszcze gdzieniegdzie turyści. Mijają kolejne kilometry i już na horyzoncie nieśmiało ukazują się zarysy budynków w Rozogach. Rosną w oczach, a co za tym idzie, uświadamiam sobie, że docieram pomału do miejsca docelowego i wypad się kończy. Po trochę ponad trzech godzinach jestem ponownie pod sklepem i mogę wracać do domu.

Uwielbiam, nie mając żadnych planów na ambitniejsze zwiedzanie chwycić laptopa, odpalić Mapę Turystyczną wyszukać sobie jakiś malowniczy zakątek w okolicy i wytyczyć potencjalnie najładniejszy szlak. Oczywiście potem w trakcie marszu trasa cały czas ewoluuje. A to nie ma drogi, która była na mapie. A to gdzieś, gdzie była wyznaczona ścieżka, ktoś sobie walnął ogrodzenie na nowo nabytej działce. A to komuś się wymarzyła wycinka drzew i strzelił sobie znak z zakazem wstępu do lasu. O ile jeszcze te krótkoterminowe zakazy staram się przestrzegać, szczególnie słysząc dźwięk pracujących drwali i nie szwendam się tam, gdzie ktoś wykonuje swoją pracę, to trafiam czasami na znaki, które z premedytacją ignoruję. Rozumiem, że gospodarkę leśną trzeba prowadzić i od czasu do czasu jakaś wycinka się trafi tu i ówdzie, ale jak widzę umieszczony przez jakiegoś skretyniałego leśnika zakaz wstępu do lasu z powodu wycinki z zakresem dat od stycznia do listopada, to aż mnie krew zalewa. Jakim trzeba być idiotą, aby chyba z lenistwa robić zakaz na praktycznie cały rok, a prace leśne prowadzić łącznie przez może kilka tygodni. Takie zakazy są dla mnie niewidzialne

Do zobaczenia na szlaku!

#turystyka #turysta #wypoczynek #aktywnywypoczynek #podróżowanie #travel #hiking #trekking #trip #podróże #adventure #przygoda #podróżnik #wyprawa #mazury #mrągowo #rozogi #jezioropiłakno #piłakno #warmińskomazurskie

Powrót

Zamek Krzyżtopór - Ujazd
Wrzesień 2023