Tym razem chcę podzielić się szybkimi wrażeniami i kilkoma fotkami z wypadu na jeden z zachodnich odcinków Giżyckiego Rejonu Umocnionego, a głównym punktem wyprawy był położony pośrodku niczego dość unikatowy schron pod Wejdykami w okolicach Rynu.
W dużej mierze drugowojenne umocnienia Giżyckiego Rejonu Umocnionego, a właściwie ich umiejscowienie, zostały oparte na istniejących już tutaj od początków dwudziestego wieku liniach obronnych. Ówczesne Prusy Wschodnie zawsze były terenami o istotnym znaczeniu strategicznym, jednak nie będę się o tym zbytnio rozpisywał, zważywszy na to, że jakiś czas temu kilka słów o tym już pisałem. Wróćmy do naszego głównego bohatera, czyli schronu pod Wejdykami. Jadąc drogą pomiędzy Mrągowem i Rynem przemierzamy przepiękne mazurskie lasy i komuś niezorientowanemu nawet do głowy nie przyjdzie, jaką perełkę zarośniętą leśnym gąszczem mija. Jeżeli nie wiecie gdzie szukać, za żadne skarby się nie zorientujecie, co ukryte jest w tych lasach tuż pod waszymi nosami. Nie ma tu żadnego oznaczenia, żadnego miejsca postojowego dla turystów, trzeba się trochę postarać. Ja, aby nie narażać się Straży Leśnej i nie parkować w lesie, postanowiłem zatrzymać się na parkingu jakieś trzy kilometry od Rynu. Zarzuciłem plecak i ruszyłem, tym razem już piechotą, ponownie w kierunku Mrągowa wzdłuż DK59. Miałem do przejścia coś około kilometra, jednak nie było to najprzyjemniejsze doznanie. Nie wiem czemu, ale marsz z plecakiem poboczem ruchliwej asfaltowej drogi, nie jest moją ulubioną formą aktywności fizycznej. W końcu dotarłem mniej więcej do miejsca, które wskazała mapa. Teraz pora opuścić ubity grunt i ruszyć w las w poszukiwaniu celu wyprawy. Nie było to łatwe, gdyż do schronu nie prowadzi praktycznie żadna ścieżka, a na dodatek jest on całkiem nieźle zamaskowany porastającą go roślinnością, jednak nie takie miejsca już się znajdowało w nawet większych gęstwinach. Dziesięć minut przedzierania się przez chaszcze i w końcu jest!
Dotarłem do poszukiwanego schronu dowodzenia. Zapytacie, po co tyle wysiłku, aby zobaczyć jeden schron? Otóż nie jest to zwykły schron, a obiekt dość unikatowy ze względu na swoje wyposażenie. Już spieszę z wyjaśnieniami. W tych okolicach Niemcy postanowili wznieść kilkanaście potężnych schronów, które nie tylko miały opierać się skutecznie jakiejkolwiek napaści wroga na Prusy Wschodnie, ale przede wszystkim miały wywierać efekt psychologiczny, skutecznie jej zapobiegając. W połowie dwudziestego wieku tereny te wyglądały nieco inaczej. Nie było aż tak gęstego lasu, a kilkanaście pagórków górujących nad okolicznymi terenami, na których szczytach postanowiono wybudować żelbetowe bestie, skutecznie studziło zapędy potencjalnych agresorów, aby próbować tędy dostać się do Prus. Odwiedzany schron, nie był typowym schronem bojowym. Położony był na tyłach głównej linii umocnień i pełnił rolę schronu dowodzenia, a jego rola bojowa, była drugorzędna. Schron był obiektem typu Regelbau 122b, jednak tym, co stanowi o jego wyjątkowości, to potężna pancerna kopuła o wadze 28 ton i średnicy ponad dwóch metrów, w której znajdowały się dwa karabiny maszynowe MG34, pokrywające ogniem całą okolicę w tym jedną z głównych dróg tędy biegnących. Samych kopuł tego typu niemiecka armia zamówiła ponad 500 w odlewni Krupp Essen, jednak udało się zrealizować niecałe 25% zamówienia. Ze wszystkich wyprodukowanych kopuł 25 zostało zainstalowanych na umocnieniach, które znajdowały się w granicach dzisiejszej Polski, a 5 z nich wylądowało na terenach ówczesnych Prus Wschodnich. Do dzisiaj przetrwały z nich tylko dwie, jedna to nasza dzisiejsza bohaterka odlana w 1938 roku, a drugą możecie znaleźć w skansenie fortyfikacyjnym w Bakałarzewie. Pomimo iż obiekt ten był potężnie ufortyfikowany i cała dwunastoosobowa załoga, mogła czuć się w nim w miarę bezpieczna, nigdy nie został on użyty w walce. Rosjanie bez jednego wystrzału zajęli go w 1945 roku, po czym momentalnie przystąpili do rozgrabienia wszystkiego, co miało jakąkolwiek wartość. Dzieła zniszczenia dokonali w latach pięćdziesiątych polscy saperzy wysadzający schron, jednak nie wszystko poszło po ich myśli. Pomimo podłożenia ogromnej ilości ładunków potężna eksplozja nie zniszczyła wszystkiego. Żelbetowe elementy się rozleciały i zapadły, jednak pancerna kopuła w jednym kawałku wystrzeliła w powietrze, wykonała obrót i spadła obrócona o jakieś 90 stopni, klinując się w dokładnie tym samym miejscu, z którego chwilę temu wyrzucił ją wybuch. Swoje trzy grosze do rozbiórki próbowali jeszcze kilka lat później dorzucić lokalni mieszkańcy wyposażeni w palnik acetylenowy, jednak służby leśne i 28 ton stali, skutecznie utrudniły dewastację obiektu. Od tamtej pory schron, pomimo że w głębi lasu, jest pod opieką konserwatora zabytków. Właśnie dzięki temu wszystkiemu możemy dziś zwiedzać schron w obecnej formie i nawet mimo tego, iż został wysadzony, nadal robi wrażenie, szczególnie jeżeli włożymy w zwiedzanie trochę wysiłku i poprzeciskamy się w jego wnętrzu.
Uwielbiam Mazury i ich tajemnice. Wszędzie praktycznie możemy znaleźć pamiątki historii. Każdy las, każda łąka, każde miasteczko ma coś dla nas. Eksploracja tych terenów to zajęcie na lata, a ja przy okazji odwiedzin schronu pod Wejdykami, nie mogłem sobie darować wizyty w kilku dodatkowych miejscach i na szybko postanowiłem wpaść po raz kolejny w lasy pod Martianami, gdzie mamy kilkanaście wysadzonych schronów bojowych plus oczywiście jeden w stanie idealnym w samej miejscowości oraz nie mogłem się powstrzymać, aby zajechać do Sterławek Wielkich i zobaczyć stanowisko przeciwlotnicze. Kolejny świetny dzień spędzony z historią. Polecam każdemu.
Do zobaczenia na szlaku!
#turystyka #turysta #wypoczynek #aktywnywypoczynek #podróżowanie #travel #hiking #trekking #trip #podróże #adventure #przygoda #podróżnik #wyprawa #schron #bunkier #drugawojnaświatowe #IIWW #mazury #prusywschodnie #ryn #wejdyki #martiany #giżyckirejonumocniony