Muzeum Historyczno-Techniczne Peenemunde (Niemcy)

Sierpień 2018

Tym razem nieco dalsza wyprawa, a właściwie jej wspomnienie. W pogoni za historycznymi pozostałościami po Drugiej Wojnie Światowej zapuściłem się na wybrzeże naszych zachodnich sąsiadów. Dotarłem do Peenemunde, gdzie główną atrakcją, na którą ostrzyłem sobie zęby, było Muzeum Historyczno-Techniczne funkcjonujące na terenie dawnej elektrowni ośrodka eksperymentalnego odpowiedzialnego za powstanie niemieckich rakiet V1 i V2.

Z racji prowadzonych badań i testów Peenemunde było wręcz wymarzonym miejscem do stworzenia tego typu ośrodka. W miarę bezpieczna odległość od nieprzyjaciół, potężne puste przestrzenie pozwalające wykonywać tysiące prób oraz odosobnienie umożliwiające prowadzenie badań we względnym spokoju i tajemnicy. Ośrodek badawczy w Peenemunde to były faktycznie dwie niezależny instytucje. Jedna prowadziła prace badawcze nad bezzałogowymi samolotami lub jak się potocznie przyjęło rakietami V1 i podlegała Luftwaffe, druga podlegająca wojskom lądowym skupiała się na zupełnie nowej i wówczas niespotykanej technologii, stworzono tutaj pierwsze prawdziwe pociski balistyczne pionowego startu, znane szerzej jako V2. Kierownikiem ośrodka badawczego w Peenemunde był znany większości osób interesujących się historią lub podbojem kosmosu Werner von Braun, który po upadku III Rzeszy z powodzeniem kontynuował karierę w Stanach Zjednoczonych, a nazistowska przeszłość poszła w niepamięć w obliczu wyścigu zbrojeń podczas Zimnej Wojny. Pracował nad amerykańskimi pociskami balistycznymi, miał swój udział w tworzeniu rakiet wynoszących na orbitę pierwsze amerykańskie satelity oraz walnie przyczynił się do lądowania amerykanów na księżycu. Chyba wisienką na torcie jego kariery było stanowisko dyrektora NASA, jednak nie skupiajmy się zbytnio na nim. Wróćmy do samego ośrodka. Funkcjonował on bez większych perturbacji przez niemalże sześć lat od 1937 do 1943 roku, kiedy to zaczęły się alianckie naloty. Najpierw RAF, potem Amerykanie, aż w końcu III Rzesza upadła. Większość naukowców i technologii wpadła w ręce Aliantów. Amerykanie, Brytyjczycy, Rosjanie, wszyscy skrzętnie skorzystali z wiedzy zgromadzonej w ośrodku, a następnie podjęli decyzję, aby go doszczętnie po wojnie zniszczyć. Ocalała elektrownia, która pełniła swoją funkcję do czasów upadku muru berlińskiego, a obecnie to właśnie w niej znajduje się odwiedzane przeze mnie muzeum, pobliskie lotnisko oraz lokalna linia kolejowa. Reszta została niemalże doszczętnie zrównana z ziemią.

Jadąc do Peenemunde, spodziewałem się spokoju, gdyż miejscowość jest naprawdę mikroskopijna, jednak to, co zastałem, przekroczyło moje najśmielsze oczekiwania. Kilka bloków, kilkadziesiąt domków, ze dwie knajpki, kilka kwater do wynajęcia oraz wówczas zero jakichkolwiek sklepów. Praktycznie zero ludzi i nieziemski spokój. Niewielki port z dwoma wspaniałymi okrętami do zwiedzenia, nieopodal piękna plaża bez jakichkolwiek ludzi oraz ona, potężna konstrukcja elektrowni z czasów Drugiej Wojny Światowej. Pomimo sławy, jaką ośrodek zyskał osiemdziesiąt lat temu, nie spotkałem na swojej drodze tłumów turystów. Było trochę osób, jednak w większości to obcokrajowcy. Faktycznie może coś w tym jest, co powiedział mi jeden z pracowników, że Niemcy mimo upływu tylu lat i zrozumieniu, że to już historia, którą trzeba pamiętać, aby nie powtórzyć tych samych błędów, nie czują się komfortowo, zwiedzając relikty Drugiej Wojny Światowej, nawet na terenie swojego kraju. Teren elektrowni jest potężny i zanim wejdziemy do głównego budynku, możemy zobaczyć z bliska na przykład rakiety V1 i V2. W środku muzeum znajdziemy niemalże całą historię ośrodka. Liczne eksponaty używanych tutaj urządzeń, dokumentację techniczną, repliki najważniejszych broni tu opracowanych oraz smutne pamiątki tego, co ta broń była w stanie zrobić. Nie zapomniano również o wystawie związanej z robotnikami przymusowymi, którzy wybudowali i utrzymywali na chodzie ten kompleks. Możemy również zapoznać się z faktami związanymi z budową i historią ośrodka badawczego i samej elektrowni, zapoznać się z biografią najsłynniejszego pracownika Wernera von Brauna, a na zwieńczenie wizyty możemy ruszyć przeszkloną windą na dach budynku, na którym znajduje się taras widokowy, z którego rozpościera się wspaniały widok. Obejście całego muzeum razem z czytaniem większości informacji zajęło mi na dość dużym luzie jakieś trzy godziny, ale podejrzewam, że można to by było bez problemu ogarnąć w jakieś dwie, jeżeli by się Wam gdzieś spieszyło.

Przyjazd do Peenemunde był dla mnie przez wiele lat marzeniem. Jedni marzą o plażach i drinkach na Bali, inni czują żar w sercu, zwiedzając pozostałości budynków militarnych czy przemysłowych sprzed prawie stu lat. Nawet gdyby pominąć całą historię związaną z tym miejscem, sama miejscowość jest wręcz idealnym miejscem dla kogoś szukającego wyciszenia. Spokój, cisza i wszechobecny slow-life, to zdecydowanie coś dla ludzi pragnących uciec od miejskiego zgiełku. Ja ten tydzień w Peenemunde chwalę sobie bardzo i to nie tylko z powodu odwiedzonego muzeum. Jest tu naprawdę masa rzeczy do zwiedzenia, począwszy od wspomnianych okrętów, przez dość gwarne miejscowości turystyczne na wybrzeżu lub leżące nieco w głębi inne atrakcje, jak na przykład muzeum Otto Lilienthala w Anklam. Żałuję tylko, że nie udało mi się zobaczyć 100% tego, co chciałem. Jest tutaj jeszcze trochę pozostałości po ośrodkach badawczych, jednak wszystko szczelnie pogrodzone i możliwe do zobaczenia tylko w konkretne dni w obecności przewodników. Nie chciałem na własną rękę skakać przez ogrodzenia, bo ostatnią rzeczą, jaką bym chciał zwiedzić podczas urlopu w Niemczech to wnętrze komisariatu.

Do zobaczenia na szlaku!

#turystyka #turysta #wypoczynek #aktywnywypoczynek #zwiedzanie #podróż #podróżowanie #podróżnik #przygoda #wyprawa #wypad #hel #półwysephelski #mierzejahelska #IIWW #drugawojnaświatowa #peenemunde

Powrót

Rejon Umocniony Hel - Powrót po latach
Listopad 2023