Od lat próbowałem znaleźć chwilę, aby wpaść do miejsca, które jest nie tylko wyjątkowe pod kątem militarnym, ale również jego otoczenie jest niebywale piękne. Lata mijały, a ja nigdy nie mogłem się zebrać w sobie, aby tu przyjechać. Minęło lato, minęły urlopy, aż w końcu mając do wykorzystania jeden spokojniejszy urlop, postanowiłem w końcu to miejsce odwiedzić, niestety z racji terminu niedane było mi go zobaczyć w całości. Zapraszam na szybki wypad do Twierdzy Osowiec, a właściwie głównie jednego z jej fortów, Zarzecznego oraz odrobiny fortyfikacji polowych.
Wybudowana w latach 1882-1887 twierdza była dziełem najtęższych ówczesnych rosyjskich umysłów parających się architekturą i budownictwem fortyfikacyjnym. Jej głównym celem było spojenie systemu umocnień mających powstrzymać ewentualny atak na Rosję z Prus Wschodnich, a dodatkowo jej potęga miała ze znaczącym stopniu uzupełnić lub nazywając to dosłownie przymaskować wątpliwą jakość armii rosyjskiej, która została bardzo nadwątlona w przegranej Wojnie Krymskiej. W momencie swojego powstania twierdza uznawana była z jedną z najnowocześniejszych budowli tego typu na świecie, a mimo to, przez kolejne lata była nadal rozbudowywana. O jej znaczeniu i potędze już wkrótce mieli przekonać się wrogowie. Gdy wybuchła Pierwsza Wojna Światowa twierdza stała się łakomym kąskiem dla Niemiec, jednak jej zdobycie nie było takie łatwe. Pomimo przytłaczającej przewagi Niemców w liczbie zaangażowanej w oblężenie piechoty i artylerii załoga twierdzy odpierała nieustanne ataki przez blisko siedem miesięcy. Oporu Rosjan nie złamało również użycie gazów bojowych, które co prawda zabiły znaczną część załogi, jednakże przyczyniły się również do jednego z najbardziej spektakularnych i dziwnych kontrataków w historii. Zatruta gazami bojowymi załoga, wydając ostatnie tchnienia, rzuciła się na niczego niespodziewających się Niemców, którzy myśląc, iż nikt nie przeżył, spokojnie zmierzali w kierunku twierdzy. Widząc atakujących Rosjan, którzy z pianą na ustach i plując krwią, ruszyli do walki, niemieckie formacje się posypały i w popłochu zaczęły się wycofywać, tracąc setki żołnierzy czy to z rąk Rosjan, czy to po prostu w wyniki nadziania się na własne umocnienia z drutu kolczastego i innych niezbyt humanitarnych wynalazków. Atak ten przeszedł do historii jako Atak Umarłych. Technicznie twierdza nie została nigdy zdobyta w walce, gdyż w obliczu poniesionych strat rosyjskie dowództwo podjęło decyzję o wycofaniu załogi i opuszczeniu twierdzy. Po zakończeniu wojny twierdza weszła w posiadanie Polski, jednak nigdy już nie odzyskała swojego blasku i nigdy już nie była świadkiem tak spektakularnych walk. Po wybuchu Drugiej Wojny Światowej, gdy na tereny ówczesnej Polski ruszyła armia niemiecka, okazało się, iż Niemcy uczą się na błędach i pamiętając to, co stało się wcześniej, woleli obejść twierdzę, niż ryzykować krwawe walki z polską obsadą. Po upadku Polski twierdza praktycznie natychmiast z rąk niemiecki przeszła w radzieckie, gdyż tereny, na których się znajdowała, gwarantował Rosji pakt Ribbentrop-Mołotow. Stan ten długo nie trwał i już w 1941 roku po ataku Niemiec na Rosję, twierdza została zajęta przez Niemców i trwało to aż do 1944 roku, kiedy to w obliczu zbliżającego się frontu, wojska niemieckie opuściły główną część twierdzy, a po kilku kolejnych miesiącach całkowicie poddały tutejszy front i wycofały się w kierunku Rzeszy. Po wojnie większość zabudowań twierdzy została przekazana Wojsku Polskiemu i stan ten jest niezmienny do dnia dzisiejszego.
Jadąc w ten piękny listopadowy poranek, wiedziałem, że nie będzie mi dane zwiedzenie centralnej części twierdzy, która jest na zamkniętym obszarze wojskowej składnicy materiałowej. Była to sobota, a zwiedzać Fort I można jedynie w dni powszednie w bardzo wąskim okienku czasowym i to nie samemu, a w towarzystwie licencjonowanego przewodnika. Nie zraziło mnie to jednak. Okolica jest tam wyjątkowo piękna, w końcu mówimy o Biebrzańskim Parku Narodowym, a okoliczne lasy usiane są ścieżkami przyrodniczymi, pozostałościami po umocnieniach polowych i stałych budowanych tam przez lata przez wszystkie zajmujące te okolice nacje, a za główny cel wyprawy postawiłem sobie przepiękny, jednak zrujnowany Fort Zarzeczny, który praktycznie w całości został zniszczony przez wycofujących się Rosjan. Podjechałem pod budynek BPN i dalej ruszyłem piechotą, na jak się późnej okazało niezbyt wymagający, zaledwie dziesięciokilometrowy spacer. Idąc praktycznie wzdłuż Biebrzy, mijałem liczne schrony piechoty i umocnione magazyny, z których część była w naprawdę niezłym stanie i bez problemu można było wejść do wewnątrz. Idąc, cały czas u podnóża prowadzącej mnie szlakiem skarpy wiła się Biebrza. Latem tu musi być naprawdę pięknie. W końcu wyszedłem z lasu, pokonałem wyłączony dla ruchu most o wątpliwym stanie i moim oczom ukazał się mój główny cel podróży, Fort Zarzeczny. Podchodząc w jego pobliże, coraz bardziej widoczne stawały się jego zniszczenia. Praktycznie wszystko wysadzone, jednak nadal robiące piorunujące wrażenie. Trochę się po nim poszwendałem, zajrzałem wszędzie, gdzie się tylko cało, strzeliłem kilkadziesiąt fotek i ruszyłem dalej. Zmierzając małą lokalną drogą w kierunku głównej biegnącej na Grajewo, mijałem kolejne fortyfikacje. Wszystko w podobnym stanie, jednak można było znaleźć perełki, których stan był nieco lepszy i pozwalał na zwiedzenie wnętrza. Ostatni odcinek był połączeniem wspaniałej widokowej trasy, z której rozpościerała się wspaniała panorama biebrzańskich mokradeł z katorgą spowodowaną dziesiątkami hałasujących aut. Nie wiem, czego się spodziewałem. W końcu ostatnie dwa kilometry szedłem poboczem dość ruchliwej drogi. To niecałych trzech godzinach i zrobieniu ponad dwustu zdjęć, byłem ponownie przy samochodzie i mogłem kończyć urlop i wracać do domu.
Po tym niewielkim wycinku twierdzy już wiem, że chcę przyjechać tu ponownie latem. Nie dość, że będzie mnie otaczała wtedy przepiękna przyroda, to bez wątpienia wezmę kilka dni wolnego, żeby oprócz nacieszenia się Biebrzańskim Parkiem Narodowym, znaleźć czas i dogodny termin, aby odwiedzić główną część twierdzy zamkniętą na co dzień dla postronnych. Wpadając tu tylko na chwilę i mając zaledwie przedsmak tego, co czeka w środku, już wiem, że w przyszłym roku Osowiec ląduje na mojej liście wyprawowych must have. To wszystko prawdopodobnie z powodu mojego skrzywienia na punkcie starego powojennego betonu, gdyż nikt normalny nie będzie się ekscytował kupą rozrzuconego gruzu i nie będzie planował już kolejnej wizyty w takim miejscu. Jednak nie o samo miejsce chodzi, a o wyjątkową historię, jaka się z tym miejscem wiąże. Bez wątpienia Twierdza Osowiec to miejsce, które warto odwiedzić.
Do zobaczenia na szlaku!
#turystyka #turysta #wypoczynek #aktywnywypoczynek #zwiedzanie #podróż #podróżowanie #podróżnik #przygoda #wyprawa #wypad #twierdzaosowiec #osowiec