Wieże Zabezpieczenia Kolejowego - Tomaryny

Czerwiec 2023

Dzisiaj odrywamy się trochę od tematyki Drugiej Wojny Światowej i ruszamy w kierunku Gietrzwałdu, jednak nie po to, aby zwiedzić znajdującą się tutaj bazylikę, ale aby w pobliżu zjechać z głównej drogi i skierować się w stronę miejscowości Tomaryny, w której znajdziemy wyjątkowy, jak na mazurskie standardy przykład budowli warownych. Odwiedzamy wieże zabezpieczenia kolejowego nad Pasłęką.

Jak to bywa w przypadku supermocarstw, nie mogą one zbyt długo pokojowo funkcjonować w swoim sąsiedztwie. Nie inaczej pod koniec XIX i na początku XX wieku miała się sprawa z Niemcami i Rosją. Niby jako tako wszystko to funkcjonowało, ale obie strony podchodziły do siebie z rezerwą i właśnie z tego powodu Niemcy postanowili ufortyfikować granice swoich Prus Wschodnich. Nie dość, że bez problemu to uczynili, to dodatkowo podjęli decyzję o fortyfikacji innych leżących w tym rejonie kluczowych obiektów. Jednym z nich okazał się most kolejowy na rzece Pasłęce, przez który biegła niezwykle istotna również z militarnego punktu widzenia magistrala. Zadanie zaprojektowania umocnień w tym miejscu otrzymał urząd forteczny w Grudziądzu i trzeba przyznać, wywiązał się z niego znakomicie. Budowa umocnień rozpoczęła się w 1897 roku i trwała aż pięć lat, co może wydawać się bardzo długim czasem, zważywszy na rozmiary obiektu. Jednakże nie tyle sama budowa nastręczała problemów, ile osuszenie, uzbrojenie i przygotowanie pod budowę tutejszego podmokłego terenu. W końcu w 1902 roku fortyfikacje stanęły nad samym brzegiem rzeki. Konstrukcje prezentowały się imponująco. Grube na trzy metry ceglane mury najeżone ponad stu pięćdziesięcioma strzelnicami na czterech piętrach. Dachy pokryte grubymi czapami z granitobetonu. Obie wieże zostały połączone podziemnym tunelem, na którego środku znajdowała się izba kwaterunkowa połączona z przestrzenią magazynową. Obiekt posiadał nawet własne ujęcie wody oraz dość komfortową jak na tamte czasy i warunki panujące w tego typu obiektach toaletę. W takich warunkach mogło tu stacjonować i bronić się około stu sześćdziesięciu żołnierzy, którzy mogli przeciwstawić się nacierającemu wrogowi karabinami osobistymi Mauser, sześcioma karabinami maszynowymi Maxim oraz umieszczonymi na dachach każdego z Blokhausów szybkostrzelnymi armatami w wieżach pancernych. Cała ta potęga sprawiła prawdopodobnie, iż obiekt spełnił swoją odstraszającą funkcję genialnie, gdyż pomimo tego, że obsadzany był wojskiem aż do 1945 roku, nigdy nie wziął udziału w prawdziwej walce. Dlaczego prawdziwej? Dostąpił zaszczytu potyczki z własnymi oddziałami, gdy to podczas bitwy pod Tannenbergiem załoga fortu przez przypadek ostrzelała swoje wojska przemieszczające się w tej okolicy.

Dojeżdżając do miejscowości Tomaryny, nie mamy pojęcia, co nieopodal skrywa ta niepozorna miejscowość. Skoro Blokhausy broniły mostu kolejowego, to znajduję miejsce do zaparkowania w okolicach przejazdu przez tory i dalej ruszam piechotą wzdłuż nasypu. Po kilku metrach na skraju pola przy drodze stoi samotnie niewielka tablica informująca o tym, że w okolicy jednak coś ciekawego jest. Rzut okiem wzdłuż nasypu i w gęstwinie zieleni drzew gdzieniegdzie daje się zauważyć przebijającą się czerwień cegieł. Dalej polną zarośniętą drogą i po kilku minutach staję u podnóża ogromnego ceglanego kolosa. Wieże nawet dzisiaj robią piorunujące wrażenie, a ich położenie to bajka. Dosłownie może ze dwa metry od budowli przepływa Pasłęka, która w tym miejscu wyznacza granicę Warmii i Mazur. Ja jestem przy wieżach po jej zachodniej stronie, więc jeszcze na Mazurach. Z zewnątrz budynki prezentują się okazale. Bez problemu można je obejść, uważając, aby o tej porze roku, kiedy chaszcze są ogromne nie wpaść na żaden potykacz, nie zaplątać się w drut kolczasty lub po prostu nie stracić gruntu pod nogami i ze skarpy nie wpierdzielić się do rzeki. Niby ciepło i fajnie, ale kąpiel w pełnym rynsztunku, to raczej ostatnia rzecz, jakiej chciałbym dzisiaj doświadczyć. Konstrukcje obejrzane z zewnątrz, można schronić się w końcu przed żarem w chłodnym wnętrzu. Wejście nie jest żadnym problemem, po drzwiach nie ma już od dawna śladu. Obie wieże mają niemalże identyczną konstrukcję. Przestronne kwadratowe wnętrze z miejscem pośrodku sali na stalową klatkę schodową, po której niestety również nie ma już śladu. Szkoda, bo z chęcią rzuciłbym okiem na widoki rozpościerające się ze szczytu. Trudno. Można ruszać dalej tunelem, który prowadzi nas do znajdującej się pośrodku izby mieszkalnej. Ogromne pomieszczenie z genialną akustyką i łukowym sklepieniem. Przy okazji widać śladowe elementy pozostałości po pompie, dzięki której zamknięci we wnętrzu wież żołnierze mieli dostęp do świeżej wody. Można ruszać dalej drugą częścią tunelu, która prowadzi nas do drugiej wieży. Jej wnętrze nie różni się praktycznie niczym od pierwszej z jednym drobnym wyjątkiem. Mamy tutaj dobudowaną latrynę, w której możemy jeszcze zobaczyć pozostałości żeliwnych ubikacji. Oczywiście większość padła łupem złomiarzy lata temu. Co ciekawe w ścianach latryny również znajdowały się strzelnice, więc nawet jeżeli kogoś przycisnęło, bez problemu mógł kontynuować walkę, siedząc na tronie. Rozglądając się po wnętrzu kompleksu, będziemy mogli rzucić okiem na pozostałości mechanizmów i mocowań kurtyn strzelniczych oraz znajdziemy jedno genialne w swojej prostocie rozwiązanie ułatwiające błyskawiczną komunikację i orientację w terenie w bitewnym zgiełku. Na każdej ze ścian widać pozostałości po nazwach pobliskich miejscowości, w stronę których dane ściany były zwrócone. Dzięki takiemu zabiegowi dowódca, podając nazwę miejscowości, mógł błyskawicznie wydawać rozkazy, aby wzmocnić ostrzał na danym kierunku, bez zbędnego kombinowania, zgadywania kierunków geograficznych itp. Jedyne czego żałuję, przechadzając się po tej budowli, to brak szybkostrzelnych armat na dachu, które można by było zobaczyć. Co najdziwniejsze nie stały się one wcale powojennym łupem Rosjan. Stały sobie tu spokojnie do 1997 roku, kiedy to jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności, po uzyskaniu aprobaty wszelkich wymaganych instytucji, armaty zdemontowano i wywieziono za granicę. Teraz na przykład jedną z nich można sobie oglądać u naszych zachodnich sąsiadów w Dreźnie.

Fortyfikacje w Tomarynach to naprawdę dla mnie duże zaskoczenie. Niewielki obiekt, praktycznie gołe ściany, ale bardzo interesujący i wyjątkowy. Potężne konstrukcje, wspaniała lokalizacja, całkiem niezły stan zachowania pomimo rozgrabienia większości elementów wyposażenia. Strach pomyśleć jakby to mogło wyglądać, gdyby jacyś pasjonaci wspólnie z władzami lokalnymi wpadli na pomysł odrestaurowania obiektu i zrobienia tu na przykład jakiegoś pierwszowojennego skansenu militarnego. Mogło to, by się stać jedną z ciekawszych atrakcji turystycznych okolicy. Jednak na razie to nam nie grozi i możemy zwiedzać obiekt w swoim naturalnym i oryginalnym stanie.

Do zobaczenia na szlaku!

#turystyka #turysta #wypoczynek #aktywnywypoczynek #podróżowanie #travel #hiking #trekking #trip #podróże #adventure #przygoda #podróżnik #wyprawa #mazury #warmia #warmińskomazurskie #tomaryny #fortyfikacje #blokhaus #umocnienia #pasłęka

Powrót

Międzyrzecki Rejon Umocniony - Muzeum Fortyfikacji i Nietoperzy w Pniewie
Czerwiec 2023